wtorek, 29 stycznia 2008

Domowe Bounty

Pyszne, wesołe, kokosowe kulki. :)
Dla łasuchów kokosa i Bounty.
Pracy z nimi niewiele, więcej czekania, aż wszystko pięknie zastygnie.
Oryginalnie przepis pochodzi z bloga Dagmary „A cat in the kitchen”. Ale ja pierwszy raz wpadłam na nie u Dorotuś76. Tak mi się spodobały, że i ja postanowiłam je wypróbować.
No i oto one. :)


Domowe kuleczki Bounty

Składniki na około 25 kulek:

200 g wiórków kokosowych
100 ml kremówki
70 g cukru pudru
70 g masła
opcjonalnie: kilka kropli aromatu rumowego

200 g mlecznej czekolady

W naczyniu wymieszać wiórki z cukrem pudrem. W małym garnuszku podgrzać kremówkę i masło, aż masło się rozpuści. Rozpuszczoną miksturę wlać na wiórki, dodać aromatu, wymieszać.
Z mikstury uformować kulki wielkości orzecha włoskiego (będzie ciężko, ale raczej ściskając wiórki w dłoni). Układać je na papierze do pieczenia, przykryć folią aluminiową, schłodzić przez minimum godzinę.
Rozpuścić mleczną czekoladę (w kąpieli wodnej lub mikrofali). Każdą kulkę zanurzyć w czekoladzie (można sobie pomóc wykałaczką), wyłożyć na papier, by czekolada stwardniała (trwa to dość długo, można włożyć do lodówki). Przechowywać w lodówce.

Ps. Mam kika swoich uwag, dotyczących wykonania.
Po pierwsze: dużo lepiej wychodzi formowanie kuleczek, gdy gotową masę kokosową wstawi się na kilka godzin do lodówki (u mnie to była cała noc). Schłodzona, zwarta masa daje się całkiem przyjemnie formować, podczas gdy taka „świeża” sypała i rozklejała się w dłoniach.
Po drugie: lepiej gdy zanurzanie gotowych kuleczek odbywa się w ciągłej kąpieli wodnej. Zdjęcie z pary miski z czekoladą, powoduje, że ta bardzo szybko tężeje, co znacznie utrudnia otaczanie kulek.
Po trzecie: do czekoladowej glazury (użyłam mieszanki czekolady mlecznej i deserowej) dolałam nieco śmietanki kremówki, głównie by jeszcze bardziej ułatwić sobie maczanie kokosowych kulek. Nie miało to większego znaczenia na zastyganie czekolady.

niedziela, 27 stycznia 2008

Słodkie bułeczki maślane na niepogodę

Ostatnio na moich ulubionych blogach ciągle natykam się na wypieki drożdżowe. Lubię drożdżowe. Bardzo lubię. :) Zwłaszcza te domowe. One tak pięknie pachną, gdy puchną i rumienią się w piekarniku. A potem po wyjęciu… mhhhh… najchętniej rzuciłabym się na takie buchające parą.
No więc podziwiam na blogach przepiękne wypieki, zachwycam się nimi, myślę, że chętnie bym zjadła… A potem idę do swojej kuchni i… haha! rozpuszczam czekoladę. ;-))
Ale wczoraj, gdy sztorm na Bałtyku szalał, a u mnie w domu wiatr dudnił w okna, a deszcz smętnie dzwonił o parapety – dopadła mnie drożdżowa nostalgia.
Cóż może być fajniejszego, niż własna, cieplutka, przyjazna kuchnia, ze znanymi utensyliami, z błogim zapachem drożdżówki, gdy za oknem szaro, buro i ponuro?
I wiecie… fajnie jest czasem zdradzić na jedną chwilkę ulubioną czekoladę, dla ciepłej maślanej bułeczki. :)


Bułeczki maślane z domową konfiturą

Z podanych proporcji wyszło mi 20 bułeczek:

1 szkl. mleka
½ kostki masła
½ szkl. cukru
3 jajka
Ok. 4 ½ - 4 ¾ szkl. mąki
½ łyżeczki soli
2 łyżeczki suchych drożdży

Ulubiona konfitura
4-5 łyżek roztopionego masła

W miseczce wymieszać ¼ szklanki mąki, drożdże, oraz 1 łyżkę cukru. Zalać ¼ szklanki lekko podgrzanego mleka. Wymieszać. Pozostawić miksturę na 15 minut (zaczyn zacznie pracować i rosnąć).
Pozostałe mleko zagotować. Dodać do niego masło i cukier - rozpuścić.
Zdjąć z ognia i pozostawić do ostygnięcia.
Na stolnicę lub do misy miksera wsypać 4 szkl. mąki, wyrośnięty zaczyn, mleko z masłem i cukrem, oraz jajka. Wyrobić miękkie, elastyczne ciasto. Powinno dobrze odchodzić od dłoni. Jeśli ciasto będzie ciągle zbyt klejące – dodawać po trosze jeszcze pozostałej mąki.
Przykryć miskę czystą ściereczką lub folią do żywności i odstawić ciasto w cieple miejsce na około 1-1 ½ godz. aż ciasto podwoi swoją objętość.
Przygotować blachę, wyłożyć papierem do pieczenia. Papier wysmarować roztopionym masłem.
Odrywać kawałki ciasta wielkości sporej mandarynki. Formować kulę, którą następnie rozpłaszczyć na dłoni. Na środek placka kłaść po sporej łyżce konfitury. Zwijać ponownie w kulę. Układać na blasze, sklejeniem do dołu.
Bułeczki posmarować płynnym masłem.
Pozostawić do ponownego rośnięcia na ok. 30 min.
Piec ok. 12-15 min. w temperaturze 200 st. C.

czwartek, 24 stycznia 2008

Sałatka curry z tortellini


Ostatnio zaskakuje mnie coraz częściej fakt, że zaczynają smakować mi połączenia, których jeszcze do niedawna właściwie nie dopuszczałam do głosu. Takim ocenzurowanym połączeniem były owoce z innymi produktami mięsnymi, czy węglowodanowymi. Owoce najczęściej jadam „saute”, w wydaniach pojedynczych, lub w świeżych sałatkach (tylko) owocowych. Nie jadam zupy owocowej, pierogów z jagodami, czy innych tego typu dań. Nawet w ciastach toleruję je bardzo wybiórczo (szarlotka jest OK.) i zasadniczo wolę zjeść suchy placek, niż placek owocowy. Okazuje się, że smaki z wiekiem się zmieniają. Niby to nie nowina, ale dopóki sami tego nie doświadczamy, to nie wydaje się, żeby mogło nas kiedykolwiek dotyczyć. ;-)
Ostatnio goszczeni byliśmy u znajomych i wśród różnych smakołyków, podana była sałatka z tortellini z mandarynkami. I muszę uczciwie przyznać, smakowała mi jak diabli! :)
Dodatek curry, nadaje sałatce ciekawą nutkę egzotyki.Wykonuje się ją w kilka chwil. Pracy mało, a efekt naprawdę ciekawy. Sądzę, że sałatka świetnie nadaje się do zimnego bufetu, gdy przyjmujemy gości, jak i na domową kolację, a nawet szybki obiad, tak jak to miało wczoraj u mnie miejsce.

Mam nadzieję, że Joanna mnie nie oskalpuje, za upublicznianie przepisów Jej „przyjęciowych” sałatek. ;-)
Proporcje składników są przeze mnie przyjęte dość dowolnie. Sądzę, że z powodzeniem można zmieniać ilości poszczególnych składników, wedle własnego upodobania.


Sałatka curry z tortellini

1 opakowanie tortellini 250g (użyłam z nadzieniem z gorgonzoli, ale świetnie pasuje też mięsne)
1 puszka mandarynek w zalewie
½ szkl. mrożonego groszku
3 łyżki majonezu
½ łyżeczki łagodnego curry w proszkuSól, pieprz do smaku

Mandarynki z puszki odcedzić, dobrze osączyć na sitku.
Tortellini ugotować wg wskazówek na opakowaniu (uważać, by nie rozgotować; pierożki muszą być sprężyste). Poczekać, aż przestygną.
Mrożony groszek rozmrozić, lub zblanszować ok. 2 min. na wrzątku (ja blanszowałam).
Przygotować sos: majonez dokładnie wymieszać z curry, sola i pieprzem.
Wszystkie składniki ostrożnie połączyć w dużej misce. Odstawić do lodówki na min. pół godziny.

Smacznego!

poniedziałek, 21 stycznia 2008

Ciasto czekoladowe lekkie jak chmurka


Trafiłam ostatnio dość przypadkowo w kuchni.tv na program „Tyler na tropie doskonałości” („Tyler’s Ultimate”). Akurat puszczany był odcinek o czekoladowych deserach. Nie powinnam była oglądać… Widok puszystego, czekoladowego ciasta „chodził za mną przez kilka następnych dni. Widziałam go cały czas pod powieką. Oczywiście próbowałam przekonać siebie, że już dość, że przesadzam, że bezwzględnie przestaję lubić czekoladę. Ach! Na próżno! Nie tak łatwo okłamać swoje zmysły.
Czekoladowe ciasto lekkie jak chmurka stanęło na moim stole.
A ja się rozpłynęłam.
Jak mi dobrze… :)


Bittersweet chocolate cloud cake
źródło: Tyler Florence "Tyler's Ultimate"

Ciasto:
1 + 1/3 szkl. cukru
¾ szkl. świeżo zaparzonej kawy
200 g gorzkiej, dobrej czekolady (min. 62% zawartości kakao), drobno posiekanej
2/3 szkl. ciemnego kakao dobrej jakości
¼ łyżeczki soli
1 łyżka ekstraktu waniliowego
3 żółtka jaj + 6 białek
1/3 szkl. mąki pszennej (użyłam tortowej)


Glazura:
ok. 17 dag czekolady deserowej, drobno pokrojonej
½ szkl. śmietany kremówki (użyłam 30%)
2 łyżki miodu








Rozgrzej piekarnik do temp. 180 st. C.
Spód tortownicy o średnicy 25 cm wyłóż krążkiem papieru do pieczenia. Boki tortownicy, oraz wyłożone dno - wysmaruj masłem.
Owiń szczelnie foremkę od zewnątrz folią aluminiową.
Przygotuj dużą blachę o wyższych brzegach, będzie potrzebna do wodnej kąpieli.

Ciasto:
W rondelku zagotuj świeżo zaparzoną kawę z 1 szklanką cukru. Pomieszaj, by rozpuścił się cukier.
Zmniejsz płomień na minimalny, dorzuć 200 g pokrojonej czekolady. Mieszaj cały czas, aż do rozpuszczenia czekolady. Zdejmij z ognia, dosyp sól i kakao – dokładnie wymieszaj trzepaczką. Dodaj ekstrakt waniliowy (lub brandy), wymieszaj. Masa powinna być gładka.
Odstaw na 10 minut do ostygnięcia.
Dokładnie mieszając, wbij kolejno 3 żółtka, a następnie mąkę.

Z 6 białek ubij pianę. Stopniowo dosypuj 1/3 szklanki cukru. Piana powinna być mocno sztywna.
Gotową pianę dokładaj partiami do czekoladowej masy i bardzo delikatnie wymieszaj do połączenia obu mas (najlepiej robić to ręcznie silikonową szpatułką).

Masę wlej do przygotowanej tortownicy, wygładź wierzch.
Wstaw do drugiej, większej blachy. Do dodatkowej blachy wlej gorącej wody, na wysokość ok. 1,5 -2cm.
Piecz w kąpieli wodnej przez ok. 35 minut. Włożona w środek ciasta wykałaczka powinna być lekko oblepiona ciastem (nie czekać do suchości patyczka, bo ciasto starci swoja delikatną, musową konsystencję).
Dobrze wystudzić ciasto. Zdjąć obręcz tortownicy i ostrożnie wyjąć ciasto na paterę, zdejmując jednocześnie ze spodu papier do pieczenia.

Przygotuj glazurę:
W rondelku zagotuj śmietanę kremówkę. Wmieszaj 2 łyżki miodu. Wsyp posiekaną czekoladę i mieszaj, aż do rozpuszczenia.
Zdejmij z płomienia i odstaw do ostygnięcia.

Wylej glazurę na ciasto, rozprowadź nożem.
Podawać od razu, lub chłodzone w lodówce.

Smacznego!

sobota, 19 stycznia 2008

Bób z boczkiem, szynką serrano i chorizo

Jak fajnie, że w środku zimy (której notabene u nas nie ma, nie było i pewnie nie będzie) można poczuć odrobinę lata. :)
Wielbię mrożone warzywa! Co prawda nie wszystkie dobrze znoszą bardzo niskie temperatury. Swego czasu robiłam w sezonie letnim np. zapasy cukinii. Niestety, wygląd i smak po rozmrożeniu – pozostawiał wiele do życzenia. Na szczęście moja ukochana cukinia jest świeża dostępna w sprzedaży niemal przez cały rok. Tylko ceny się zmieniają. ;-)
Za to mrożony bób, czy fasolka szparagowa – to prawdziwy skarb w środku pory zimowej. Świetnie się przechowują, świetnie smakują, a do tego właściwie nie tracą swoich witamin.
Warto korzystać z tych zielonych dobrodziejstw.

Zainspirowana przepisem z książki „Smaki Hiszpanii” – przygotowałam bardzo szybkie, ciepłe, sycące danie na bazie bobu i smacznych wędlin.


Bób z boczkiem, szynką serrano i chorizo

1 opakowanie bobu mrożonego (450 g) (w sezonie jak najbardziej świeży)
ok. 100 g boczku w bardzo cienkich plastrach
kilka plasterków szynki serrano lub prosciutto
ok. 50 g chorizo
2 łyżki oliwy z oliwek
1 niewielka cebula
2 ząbki czosnku
1/4 szkl. białego wytrawnego wina
szczypta cukru
sól, pieprz do smaku
garść świeżych listków bazylii (lub mięty czy koperku) poszatkowanych


Zagotować w garnku osoloną wodę. Na wrzątek wrzucić mrożony bób. Od momentu ponownego zawrzenia wody – gotować nie więcej niż 5 minut. Odcedzić. Chwilę przestudzić, a następnie obrać ze skórek.
Boczek pokroić w paseczki. Kiełbasę chorizo – w plasterki lub kostkę.
Drobno posiekać 1 cebulę.
Na dość głębokiej patelni (ew. w rondlu) rozgrzać 2 łyżki oliwy z oliwek. Wrzucić cebulę i przesmażyć ok. ½ min. Dołożyć pokrojony boczek. Smażyć do wytopienia tłuszczyku i lekkiego zbrązowienia boczku, często mieszając.
Podlać białym winem. Zagotować. Wrzucić szynkę i chorizo, oraz obrany bób. Przykryć patelnię i dusić na bardzo małym ogniu, aż do odparowania płynu. Dosmaczyć odrobiną cukru, oraz pieprzem do smaku.
Zdjąć z ognia, posypać bazylią.
Podawać na ciepło.
Smacznego!

wtorek, 15 stycznia 2008

Sernik kawowy

Nie jestem fanką serników. To ostatnie chyba ciasto, po które sięgam. Te kupne kompletnie mnie nie zachwycają. Zwykle albo są zbyt suche, albo bardzo ciężkie. Z tymi pieczonymi w domu też różne bywa. Generalnie serniki mnie nie lubią, a ja nie pozostaję im dłużna. ;-)
Jednak swego czasu wypróbowałam ciekawy dla mnie przepis na sernik kawowy, który jest niezwykle gładki i kremowy. Sernik, który dzięki dodatkowi kawy i czekolady – smakuje zupełnie nie sernikowo. Sernik dla mnie doskonały i chyba jedyny (jak na razie), który zjadam z prawdziwą przyjemnością.



Podane przeze mnie proporcje są nieco zmienione w stosunku do zalinkowanego oryginału:

Sernik kawowy

Spód:
20 dag herbatników czekoladowych, typu Digestive
1/3 szklanki roztopionego masła

Nadzienie serowe:
100 g czekolady deserowej, posiekanej drobno
3 łyżki wody
1 łyżka kawy rozpuszczalnej
1 kg serka śmietankowego (typu cream cheese)
3/4 szkl. cukru
3 łyżki mąki
1 łyżeczka esencji waniliowej
3 jajka

tortownica o średncy 25 cm, wysmarowana masłem

Rozgrzać piekarnik do temp. 180 st.C.
Potrzebne będzie przygotowanie kąpieli wodnej, czyli dodatkowe naczynie (np. blaszka) o odpowiednio większych rozmiarach, tak by zmieściła się w nim tortownica. Naczynie należy wypełnić gorącą wodą, do poziomu połowy wysokości tortownicy.

Zemleć ciastka w malakserze, dodać stopione masło, wymieszać. Z papieru do pieczenia wyciąć krążek o średnicy tortownicy, wyłożyć nim dno. Zmieloną masę wyłożyć do tortownicy, wyrównać i dokładnie ugnieść. Formę włożyć do lodówki na czas przygotowywania nadzienia serowego.
Do niewielkiego rondelka wrzucić łyżkę kawy rozpuszczalnej i rozprowadzić dokładnie w 3 łyżkach wody. Dołożyć posiekaną czekoladę. Podgrzewać na małym ogniu do czasu, aż czekolada zacznie się topić. Zdjąć z ognia, odstawić do przestygnięcia.
Ubić 3 całe jajka z cukrem na puszystą masę. Dodać kolejno esencję waniliową i mąkę, dalej mieszając. Następnie dorzucić serek i ponownie wymieszać, ale już krótko, tylko do połączenia składników.
Z uzyskanej masy serowej odlać do drugiego naczynia 2 szklanki, przykryć i odstawić. Do pozostałej masy dodać wystudzoną czekoladę, wymieszać.
Wylać masę czekoladowo – kawową na spód z herbatników.
Wstawić do piekarnika do kąpieli wodnej, na 30 minut.
Po tym czasie wyjąć, ostrożne wlewać po kręgu pozostawioną uprzednio masę serową, dając się jej samej rozprowadzić. Wstawić do piekarnika na następne 25 - 30 minut.
Włożony w ciasto patyczek nie powinien być mokry.
Przepis mówi, żeby wyjąć sernik i chłodzić przez 10 minut na metalowej kratce. Ale ja zwykle pozwalam by to ciasto stygło w wyłączonym piekarniku, przy uchylonych lekko drzwiczkach.
Ostudzony sernik wkładam na kilka godzin do lodówki. Dopiero wtedy gdy jest już mocno zimne, zdejmuję obręcz tortownicy.