piątek, 30 grudnia 2011

Migawki 2011

Koniec roku, to zwykle czas podsumowań, więc śladem zeszłorocznego pomysłu - pokusiłam się i tym razem o bardzo skrótowe podsumowanie kulinarne mijającego starego 2011 roku. :)

A ponieważ koniec roku to również czas życzeń, więc wszystkim stałym i niestałym Czytelnikom Pieprzu czy Wanilii życzę, by Nowy Rok przyniósł nowe nadzieje, rozwiązał co zawiązane i obfitował w same szczęśliwe chwile! Niech to będzie Rok spełniających się marzeń. :)





wtorek, 27 grudnia 2011

Ostatnia deska do trumny kontra sernik pomarańczowy ze śliwką


Dzięki niezawodnej komunikacji kolejowej wkroczyłam dziś do pracy spóźniona o całe 15 min. W ręku dzierżyłam torbę wypchaną pudełkami. A w pudełkach...
Naiwności ty moja! Skąd powzięłam cichą nadzieję, że niezauważenie upłynnię świąteczne wypieki, których przygotowałam tego roku mniej niż zwykle, a których i tak zostało stanowczo zbyt wiele – tego nie wiem...
Spojrzałam na nasz pracowy wielofunkcyjny blat i jęknęłam w duchu... Zamiast sterty rysunków i tomiszczy dokumentacji – pyszniły się ciasta...
Widać nie ja jedna nie miałam apetytu. :D Albo nie ja jedna powzięłam postanowienie nie przybrać przez święta na wadze. :D
Dołożyłam swoje trzy słodkie grosze i jak się okazało - był to ostatni gwóźdź do trumny.
„No tak Tiffi..., teraz już nic więcej nie pozostaje, tylko się dobić...” skwitowała Pamelka zaglądając do talerzy.
I miała rację. :D
Pies z kulawą nogą nie zajrzał dziś do pracowni, by wspomóc nas w poświątecznej konsumpcji...

Jednym z ciast, które przywiozłam do pracy – był sernik ze śliwką w czekoladzie. Idea na na taki właśnie sernik pochodzi z bloga White Plate (klik).
Co prawda nie korzystałam w całości z przepisu Liski, nie robiłam śliwkowego spodu typu brownie, nie polewałam sernika białą czekoladą – wybrałam z niego po prostu sam pomysł wykorzystania czekoladowych cukierków ze śliwką. A pomysł – uwierzcie na słowo – jest przepyszny!
Śliwki wrzuciłam do środka ciasta, a pozostając w klimacie zimowo – świątecznym, do serowej masy dałam dużo drobno startej skórki z pomarańczy i podkręciłam dodatkowo smak pomarańczowym alkoholem.
Potraficie wyobrazić sobie ten smak? Osobiście radzę pójść o krok dalej i nie poprzestać na wyobrażeniach... :)



Sernik pomarańczowy ze śliwką w czekoladzie
(inspirowany przepisem na „Sernik śliwka w czekoladzie” z bloga White Plate)

1 kg twarogu 3-krotnie mielonego (u mnie Delfiko)
5 jaj
220g cukru
2 łyżki cointreau (można pominąć)
2 łyżki maizeny (skrobi kukurydzianej)
skórka drobno otarta z 2 pomarańczy
300g cukierków śliwka w czekoladzie (za radą Liski – wybrałam cukierki Nałęczowskie)

Piekarnik rozgrzać do temp. 180st.C (grzałki góra – dół).
Przygotować kąpiel wodną. *
Okrągłą foremkę o średnicy 25cm – wysmarować masłem i delikatnie oprószyć mąką, lub wyłożyć papierem do pieczenia.
Śliwkę w czekoladzie pokroić na niezbyt drobne kawałki (np. na ćwiartki).
Jaja ubić z cukrem. Cały czas mieszając - dodać cointreau, maizenę i skórkę pomarańczową. Dołożyć twaróg i delikatnie (jeśli robotem, to na niskich obrotach, by zbytnio nie napowietrzyć masy) – wymieszać.
Wlać połowę masy serowej do foremki. Wyłożyć równomiernie pokrojone cukierki czekoladowe, a na wierzch wlać resztę masy.
Piec w kąpieli wodnej * przez ok. 60 min. W trakcie pieczenia (mniej więcej po 20-30 min.) warto foremkę przykryć od góry folią aluminiową, aby wierzch sernika nie zbrązowiał zbyt mocno. Folię usunąć pod koniec pieczenia.
Uwaga! Patyczek włożony w środek sernika nie będzie suchy. Sernik „zastygnie” w trakcie chłodzenia.
Ostudzić w temp. Pokojowej, a następnie chłodzić w lodówce (pod przykryciem) – najlepiej przez całą noc.
Smacznego!

* kąpiel wodna polega na tym, że foremkę z surową masą wkłada się do większej formy częściowo wypełnionej gorącą wodą (u mnie rolę większej formy pełniła duża blacha z rantami z wyposażenia piekarnika)

sobota, 24 grudnia 2011

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Keks polski wg Pierre Hermé


O ile z łatwością potrafię zrezygnować z przygotowania świątecznych makowców (w moim przypadku to nadzwyczaj proste :D makowce bowiem co roku piecze moja osobista Mama, a wcześniej robiła to Babcia :D), o tyle keksom nie odpuszczam nigdy. Mam do nich prawdziwą słabość.
Mam swoją ulubioną recepturę, którą już kiedyś pokazywałam na blogu. Jest to keks angielski autorstwa Pierre Hermé 'a.
Dzisiaj kolejny przepis tego słynnego francuskiego cukiernika. Przepis, tak jak i poprzednio, pochodzi z jego książki „Desery”.
Keks polski jest również bardzo smaczny i zdecydowanie bardziej nadaje się dla dzieci, ponieważ w odróżnieniu od tego pierwszego – nie zawiera ani kropli alkoholu. :)


Keks polski
inspirowane przepisem z książki „Desery” Pierre Hermé

300g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
200 g masła w temp. pokojowej
200g cukru pudru
2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią
5 jajek (oddzielnie żółtka i białka)
mała szczypta soli (mój dodatek)
400g mieszanki bakalii (np. orzechy włoskie i laskowe, migdały, suszone figi, śliwki, rodzynki, kandyzowana skórka pomarańczowe, etc.)

dodatkowo:
odrobina mąki do obtoczenia bakalii
masło do posmarowania formy

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Dwie nieduże foremki keksowe (lub jedną o długości 28cm) posmarować masłem, lub wyłożyć papierem do pieczenia i natłuścić papier.
Bakalie grubo posiekać i obtoczyć w mące.
Do osobnej miski przesiać mąkę i proszek do pieczenia.
W drugiej misce masło utrzeć z cukrem pudrem i cukrem waniliowym – na puszystą masę. Cały czas ucierając – dodawać po jednym żółtku, a potem dosypując po kilka łyżek mąki.
Do białek dodać szczyptę soli i ubić je na sztywną pianę. Dodać do ciasta i bardzo delikatnie wymieszać (najlepiej ręcznie, żeby piana zbyt mocno nie opadła - np. silikonową szpatułką). Dodać bakalie i raz jeszcze ręcznie przemieszać.
Ciasto przełożyć do przygotowanych keksówek i wyrównać szpatułką powierzchnię. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 1 godz. Przed wyjęciem z piekarnika sprawdzić czy patyczek wetknięty w środek ciasta wychodzi suchy. Jeśli ciasto zbyt szybko się rumieni, a środek nie jest dopieczony należy przykryć je folią aluminiową i dopiekać.
Upieczone keksy studzić na kratce.
Smacznego!

sobota, 17 grudnia 2011

A w Lublinie dobrze karmią...


Ziemia lubelska przywitała mnie (a ściślej mówiąc „nas”) mleczno-szarym niebem, bardzo piękną, choć mocno zaniedbaną architekturą, oraz przepyszną kuchnią. I choć w żadnej mierze nie był to pobyt turystyczny, a na miejscu czekało nas sporo pracy – to tych kilka mniej „formalnych” chwil spędzonych w sercu Starego Miasta – okazały się nadzwyczaj pyszne.


To była moja pierwsza wizyta w tych okolicach i teraz już wiem, czym schaboszczak „po lubelsku” różni się od tego, którego podaje się w moich okolicach; jak pyszna może być zasmażana kapusta z grzybami; jakie wnętrze kryje krokiet podawany z barszczykiem; jak pięknie może prezentować się zwykła golonka i po raz kolejny upewniłam się, że wprost uwielbiam dobrze i uczciwie przyrządzone pielmieni. Placki ziemniaczane z wołowym gulaszem, choć do specjałów tych okolic nie należą – też były bardzo, bardzo dobre!
Lokalnej „Perły” nie spróbowałam, ale tylko dlatego, że piwa nie lubię, nie pijam i nie umiem się nim zachwycać, choćby było najlepsze na świecie. :)


A tymczasem święta mocno za pasem, a ja klimatu świątecznego nijak w tym roku nie czuję. Może anty-zimowa aura mi nie pomaga, a może zwykłe zabieganie.
Nasze ulubione pierogi z nadzieniem ziemniaczanym, oraz wigilijne paszteciki do barszczyku – i owszem, szczęśliwie już gotowe - ale to by było na tyle w kwestii przygotowań... W szał wypieków, zwłaszcza tych słodkich, wpadnę zapewne już w najbliższych dniach.
Na razie, króluje całkiem zwykłe menu.



Kawałki kurczaka pieczone z ziemniakami i brukselką

3-4 kawałki kurczaka o soczystym mięsie (u mnie udźce)
kilka ziemniaków
ok. 500g brukselki
ok. 100 g boczku wędzonego, pokrojonego w kostkę
oliwa do smażenia i pieczenia
garść świeżych listków rozmarynu – drobno posiekane
sól, pieprz

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C (grzałki góra- dół). Przygotować większe naczynie żaroodporne - skropić oliwą.
W międzyczasie przygotowujemy
Ziemniaki obrać, umyć i osuszyć (można też przygotować wersję z łupinkami – wtedy szorujemy szczoteczką porządnie całe ziemniaki, potem kroimy).
Pokroić na grubsze kawałki (np. w ćwiartki). Wrzucić do miski, oprószyć solą, posiekanym rozmarynem i skropić 2 łyżkami oliwy. Wymieszać.
Kawałki kurczaka umyć, osuszyć. Oprószyć solą i pieprzem. Na patelni rozgrzać olej i bardzo krótko, ale za to na większym ogniu - obsmażać kurczaka z obu stron.
Na dnie formy żaroodpornej układamy obsmażone kawałki kurczaka, na wierzchu rozkładamy otoczone w oliwie i rozmarynie ziemniaki.
Pieczemy ok. 30 min.
W międzyczasie przygotowujemy brukselkę. Wrzucić umytą do osolonego wrzątku i blanszować (po ponownym zagotowaniu się wody – gotować jeszcze ok. 1 -2 min. i odcedzić warzywa. Zostawić do odparowania.
Wyjmujemy z piekarnika naczynie żaroodporne. Warto przemieszać ziemniaki, a mięso przerzucić z dna na wierzch. Dokładamy brukselkę i pokrojony boczek. Dopiekamy jeszcze ok. 10 min.
Podawać gorące.
Smacznego!

sobota, 10 grudnia 2011

W oczekiwaniu na powrót


Nie narzekam ostatnimi czasu na nudę. W pracy dość gorąca atmosfera, i raczej nie z powodu zbliżających się świąt.
W domu czeka przygotowana lista typu „nie zapomnij!”. Ta też nie dotyczy przygotowań świątecznych. Przede mną pożegnanie z rodziną (na szczęście tylko małe!) . Boję się dziecięcych łez. Przed wyjazdem przygotuję pociechom ich najukochańszy przysmak – blok czekoladowy. Mam nadzieję, że chociaż odrobinę osłodzę to, co w takich momentach gorzkie.
Jeszcze jestem tutaj, a już czekam na powrót.
To tylko kilka dni, ale będę tęskniła.


A kulinarnie...
Sądzę, że wczorajsze zdjęcie z cyklu „blogowe zapowiedzi” było aż nazbyt oczywiste. Zaczyn w kubeczku i konfitura mogły oznaczać tylko jedno: rogaliki bądź bułeczki drożdżowe. :)
Ciasto z tego przepisu jest mało problematyczne. Łatwo się obrabia, łatwo wałkuje. Główna słodycz pochodzi z konfitury, ciasto bowiem nie zawiera zbyt dużo cukru. Kto lubi mocno słodkie ciasta – może cukru dodać więcej, chociaż osobiście uważam, że szkoda zagłuszać nim smak pysznej konfitury różanej.



Rogaliki z nadzieniem różanym
36 malutkich rogalików lub 24 nieco większych

125 ml mleka
60g masła
1 duże jajko - rozkłócone
60g cukru
300g mąki
1 łyżeczka drożdży instant
szczypta soli

oraz:
konfitura różana, lub płatki różane ucierane z cukrem
1 żółtko
1 łyżka śmietanki lub mleka

Mleko wlać do garnuszka i delikatnie podgrzać (powinno być tylko letnie) . Drożdże zmieszać z łyżeczką cukru, łyżką mąki i zalać 1/4 szklanki mleka. Wymieszać i zostawić na 10 minut (zaczyn „podrośnie”). Do pozostałego mleka dodać masło i ponownie podgrzewać, aż masło się rozpuści. Zdjąć z ognia i przestudzić.
Mąkę, jajko, cukier i drożdżowy rozczyn połączyć i wyrobić miękkie, elastyczne ciasto (robotem lub ręcznie). Zostawić do wyrośnięcia na ok. 1-1,5 godz. (ciasto powinno w tym czasie podwoić swoją objętość).
Wyrośnięte ciasto podzielić na 3 w miarę równe części.
Każdą część ciasta rozwałkować cieniutko na okrąg o średnicy ok. 30 cm. Pokroić go bardzo ostrym nożem na ćwiartki, a następnie każdą ćwiartkę na 3 równe trójkąty (albo na 2 – wtedy rogaliki będą większe).
W pobliżu dolnej, szerszej krawędzi układać po płaskiej łyżeczce konfitury różanej, delikatnie rozsmarować, nie zbliżając się zbytnio do pozostałych krawędzi ciasta. Każdy trójkąt ciasta zrolować, poczynając od szerszej krawędzi ku ostremu czubkowi. Palcami uformować kształt rogalika.
Układać na dużej blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pozostawić na ok. 30 min. Do ponownego podrośnięcia ciasta.
W międzyczasie rozgrzać piekarnik do 180 st.
Żółtko jajka wymieszać ze śmietanką lub mlekiem. Smarować delikatnie rogaliki.
Piec w nagrzanym piekarniku ok. 15 min. aż rogaliki się ładnie zarumienią. Ostudzić.
Smacznego!

czwartek, 8 grudnia 2011

W natarciu z różą

Cd. niebawem... :)

piątek, 2 grudnia 2011

Śniadaniowe trele – makrele :)


Na mojej północy - zimy ani słychu, ani widu...
Czekam więc, aż chłodny dywan zaściele ulice, a białe płatki pokryją mi czapkę w drodze do pracy.
Za to w moich garnkach i na talerzach nieco kaloryczniej, nieco tłuściej...
Po domu rozszedł się już nawet aromat pierniczków, które jak co roku trafią do szkoły syna na świąteczny festyn.


A w kuchni Lawendowego Domu (klik) zawrzało i zapachniało świętami.
Zajrzyjcie koniecznie do magazynu! Znajdziecie tam mnóstwo inspiracji na pyszne, zimowe kucharzenie.
Ja ze swej strony zapraszam do działu śniadaniowego. A w nim „Trele – makrele”, niekoniecznie dietetycznie. :)




Smarowidło z wędzonej makreli

1 wędzona makrela
1 łyżka marynowanych kaparów
10-15 szt. czarnych oliwek
duża garść natki pietruszki
kawałek świeżej papryczki chili (lub małą szczyptę suszonych płatków)
sól, pieprz do smaku
ok. 2 łyżki majonezu

Z makreli zdjąć skórę, a jej mięso oddzielić od szkieletu, zwracając uwagę, by usunąć jak najwięcej ości.
Mięso przełożyć do miski, dodać kapary (czasem wymagają przepłukania pod bieżącą wodą), pokrojone w plasterki oliwki, poszatkowaną natkę pietruszki i drobno pokrojoną papryczkę chili (jeśli suszone płatki – to roztarte w dłoniach). Dodać majonez i doprawić do smaku solą, i pieprzem. Delikatnie wymieszać. Najlepiej pozostawić na godzinę do przegryzienia smaków. Przechowywać w lodówce pod przekryciem z folii spożywczej.